Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. EDWARD GRZYMAŁA
1906, Kołodziąż – ✟ 1942, Hartheim
męczennik
patron: Aleksandrowa Kujawskiego, diecezji kaliskiej i włocławskiej
wspomnienie: 10 sierpnia
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Na świat przyszedł 29.ix.1906 r. w zacisznej leśniczówce Klin w Kołodziążu, mazowieckiej wsi, oddalonej o ok. 7 km od gminnej wioski Sadowne, mniej więcej w połowie drogi między Ostrowią Mazowiecką (ok. 30 km na północ) i Węgrowem na południe, leżącej w pobliżu magistrali kolejowej, wybudowanej w 1862 r., prowadzącej z Warszawy do Sankt Petersburga, zwanej koleją warszawsko–petersburską, której budową kierował wybitny polski inżynier, Stanisław Kierbedź (1810, Nowy Dwór – 1899, Warszawa). Mazowsze znajdowało się wszak wówczas w tzw. Królestwie Polskim (ros. Царство Польское), czyli państewku wchodzącym w skład zaborczego Imperium Rosyjskiego (ros. Российская империя) i rządzonym przez cara — był nim wówczas Mikołaj II Romanow (ros. Николай II Романов) (1868, Sankt Petersburg – 1918, Jekaterynburg) — rezydującego na Kremlu w Moskwie. Bardziej precyzyjnie Kołodziąż znajdował się w północnej części zaborczej guberni siedleckiej (ros. Седлецкая губерния), stanowiącej część wspomnianego Царство Польское…
Dzień później został ochrzczony w kościele parafialnym pw. św. Jana Chrzciciela w Sadownem, którego początki sięgają 1524 r.
Ojciec Zdzisław był gajowym — leśnikiem, matka, Helena, zajmowała się domem.
Do szkoły podstawowej nie uczęszczał — takiej w okolicy po prostu nie było. Uczył się więc sam, z pomocą rodziców, w domu rodzinnym. Pasał krowy — z książką w ręku.
Mając 15 lat, po odzyskaniu przez Rzeczpospolitą niepodległości i po zwycięskiej bitwie warszawskiej w 1920 r., zwanej „Cudem nad Wisłą”, gdy Polska odparła inwazję rosyjską, opuścił — wbrew woli ojca — dom rodzinny i udał się do Warszawy. Tam, na prawobrzeżnej Pradze, zapisał się w 1921 r. do prywatnej Szkoły Handlowej, której właścicielem był niejaki Zygmunt Maciejewski. Na utrzymanie zarabiał korepetycjami.
Po roku, nie mając wystarczających środków utrzymania, musiał opuścić Warszawę i przeniósł się do Włocławka. Tu zapisał się do Państwowego Gimnazjum Ziemi Kujawskiej (dziś I Liceum Ogólnokształcące im. Ziemi Kujawskiej), szkoły założonej w 1900 r. jako Szkoła Handlowa. Ciągle myślał więc wówczas o karierze handlowej…
Za wsparciem wybitnego duszpasterza, wykładowcy teologii moralnej w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku, instruktora harcerskiego — późniejszego, w latach 1925‑9, pierwszego Naczelnego Kapelana Związku Harcerstwa Polskiego — i opiekuna młodzieży, ks. Antoniego Bogdańskiego (1891, Maluszyn – 1938, Skulsk), nie będąc w stanie pokryć kosztów zamieszkania w bursie (internacie), przeznaczonej wszak dla niezamożnych uczniów, zamieszkał u niejakiej p. Janiny Zalewskiej, samotnej, religijnej, starszej kobiety, która przyjęła go do siebie, traktując go jak własnego syna.
Był zdolnym uczniem i tak, jak w Warszawie, dorabiał udzielając korepetycji z matematyki, chemii, języka francuskiego. Korzystało z nich aż 29 kolegów…
Wiosną 1926 r. zdał egzamin dojrzałości — maturę.
Wstąpił wówczas na drogę powołania kapłańskiego i zapisał do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. Opinię wystawił mu wspomniany ks. Bogański, pisząc m.in.: „Jest jednostką wybitnie wyróżniającą się spośród ogółu swoich kolegów poprzez niezłomny charakter, zasady głęboko religijne, niezwykłe zdolności i niespotykaną pracowitość. Na przyszłość, z pomocą łaski Bożej, może rokować jak najlepsze nadzieje”. Został przyjęty…
Seminarium włocławskie, dzięki reformie przeprowadzonej przez jej rektora w latach 1908‑11, ks. Idziego Benedykta Radziszewskiego (1871, Bratoszewice – 1922, Lublin) — filozofa religii, późniejszego, w latach 1914‑18, ostatniego rektora Metropolitalnej Akademii Duchownej Rzymskokatolickiej w Sankt Petersburgu — jedynej wyższej uczelni katolickiej na terenie Imperium Rosyjskiego uprawnionej do nadawania wyższych stopni naukowych — a po jej zamknięciu przez boleszewików–komunistów współzałożyciela i pierwszego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego KUL — stało się jednym z najważniejszych katolickich ośrodków intelektualnych w Rzeczypospolitej. Przez pierwsze dwa lata studiów wszelako Edward przeżywał rozterki, co do wyboru drogi życiowej. Ale w końcu zrodzić się miało w nim pragnienie świętości. Zapisał w swoich notatkach: „Bądź święty i posłuszny, strzeż się, abyś nie stracił czystości serca”.
Jak każdy alumn studiował filozofię, teologię i języki obce. Uzyskiwał doskonałe wyniki. W szczególności posiadał łatwość nauki obcych języków. Niebawem posługał się francuskim, włoskim, niemieckim i angielskim; znał również grecki i hebrajski oraz łaciński i hiszpański.
Święcenia kapłańskie przyjął 14.vi.1931 r. we włocławskej bazylice mniejszej katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, z rąk ordynariusza diecezji włocławskiej, bpa Karola Mieczysława Radońskiego (1883, Kociałkowa Górka – 1951, Włocławek).
Zaraz potem został na krótko mianowany wikariuszem parafii pw. św. Wita w Tuliszkowie, ale już po paru miesiącach wysłany został na studia specjalistyczne z zakresu prawa kanonicznego do Rzymu, na Papieski Uniwersytet Gregoriański (łac. Pontificia Universitas Gregoriana).
Pragnął także studiować Pismo Święte, dlatego uczęszczał również, jako wolny słuchacz, na wykłady z z Biblii, archeologii i historii sztuki. Ta pasja sprawiła, iż przetłumaczył wówczas, we współpracy z oo. paulistami, czyli zakonnikami Towarzystwa Świętego Pawła (łac. Societas Sancti Pauli – SSP) — z języków oryginalnych! na język polski — cały Nowy Testament, wydany drukiem jako „Ewangelja Święta Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Nowe Tłumaczenie popularne w nowoczesnym języku komentowane przez Katechizm i Brewjarz z dodatkiem Modlitw Chrześcijanina” w 1936 r.…
Rozprawę doktorską z prawa kanonicznego, napisaną po łacinie i zatytułowaną „Ratio sacra in matrimonio canonico et civili” (pl. „Ratio Sacra — odwołanie do świata rozumu — w małżeństwie kanonicznym i cywilnym”), obronił w 1935 r.
Następnie wrócił do Polski i został wikariuszem parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Lipnie, ze gotycką świątynią, wybudowaną w 1388 r, pod tym samym wezwaniem. Popadł jednak z konflikt z lokalną prezeską Akcji Katolickiej i po paru miesiącach, 1.ix.1935 r., przeniesiony został do parafii pw. św. Bartłomieja w Koninie, gdzie został prefektem w lokalnym 8‑klasowym Koedukacyjnym Gimnazjum Humanistycznym (dziś I Liceum im. Tadeusza Kościuszki).
Szybko zdobył sobie u uczniów i profesorów gimnazjum wielki autorytet. Ksiądz Doktor — jak go nazywano — pracował z uczniami nie tylko w klasie, ale i w małych grupkach, zapraszając uczniów nawet indywidualnie do siebie. Nieraz pomagał im materialnie…
Uzyskał również uznanie konińskich Żydów za miły, życzliwy stosunek.
Na jego kazania garnęły się tłumy. Mówił ponoć porywająco, omawiając często kontrowersyjne zagadnienia i wyciągając z nich kontrowersyjne wnioski. To sprawiło, iż po roku acz katolickie stowarzyszenia z Konina prosiły ordynariusza włocławskiego, by Edward pozostał dłużej, to ówczesny proboszcz słał petycje, by go „zabrano jak najprędzej, bo z nim wytrzymać nie można”. Nazywał go „polskim Savonarolą”, zarzucał mu, że głosi „radykalne kazania, na które na które przychodzą komuniści i mówią o nim: 'to nasz ksiądz'”…
1.ix.1936 r. został wikariuszem w Kaliszu (prawdopodobnie przy katedrze pw. św. Mikołaja), ale i tam sytuacja miała się powtórzyć — charyzmat posługi Edwarda był znów zbyt „radykalny”.
W 1938 r., na rok przed wybuchem II wojny światowej, przeniesiony został więc z powrotem do stolicy diecezjalnej, do Włocławka. Został mianowany prefektem Państwowego Gimnazjum Mechanicznego (dziś Zespół Szkół Technicznych).
Został także II sekretarzem Kurii Diecezjalnej, pracując bezpośrednio u boku swego ordynariusza, bpa Radońskiego.
Współpracował wtedy również z ks. Stefanem Wyszyńskim (1901, Zuzela – 1981, Warszawa), późniejszym Prymasem Polski, pochodzącym z niewielkiem wioski Zuzela, oddalonej o zaledwie ok. 30 km od rodzinnych stron Edwarda, od Kołodziąża, który był wówczas redaktorem naczelnym miesięcznika włocławskiego „Ateneum Kapłańskie”, założonego w 1909 r. przez ks. Radziszewskiego, kierował Sodalicją Mariańską (łac. Congregatio Mariana) oraz Chrześcijańskim Uniwersytetem Robotniczym, prowadził rozległą działalność społeczno–oświatową w chrześcijańskich związkach zawodowych.
Po swym przyjacielu, ks. Stefanie Wyszyńskim — dziś tak i on wyniesionym na ołtarze jako błogosławiony — został obrońcą węzła małżeńskiego w Biskupim Sądzie Diecezjalnym. Zadaniem obrońcy, którego obecność na procesach o nieważność małżeństwa była i jest obowiązkowa, jest walka o obronę małżeństwa i przedstawienie argumentów przemawiających za zachowaniem węzła małżeńskiego. Rolą Edwarda zatem — zgodną zresztą z jego wykształceniem prawniczym — było ustosunkowanie się do wszelkich zarzutów, opinii oraz dowodów w takowym procesie.
Publikował także we wspomnianym „Ateneum Kapłańskim”.
Obaj zatem — ks. Stefan Wyszyński i Edward — byli 1.ix.1939 r. we Włocławku. Tego dnia w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, wkroczyli Niemcy. Na podstawie osławionego porozumienia z 23.viii.1939 r. dwóch wybitnych przywódców socjalistycznych — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — i jego tajnych aneksów, od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanego paktem Ribbentrop–Mołotow, Niemcy do Rzeczpospolitej wkroczyli od zachodu, a 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie. Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski (w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini), uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. „traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”. Rozpoczęła się II wojna światowa.
Wielkopolska i Kujawy zostały zajęte przez Niemców (Włocławek zajęli 13.ix, po czterodniowej obronie), którzy szybko włączyli je bezpośrednio do Rzeszy Niemieckiej, jako tzw. niem. Reichsgau Wartheland (pl. Okręg Rzeszy Kraj Warty), i natychmiast poddali mieszkańców rygorom prawa niemieckiego. Polacy traktowani byli jako obywatele drugiej kategorii, przeznaczeni na wywłaszczenie i wywiezienie na wschód. Część z nich zresztą została wyrzucona do utworzonego w centralnej Polsce tzw. niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete (pl. Generalne Gubernatorstwo dla okupowanych ziem polskich) — czyli Generalnego Gubernatorstwa — ze stolicą w Krakowie.
Rozpoczęła się Intelligenzaktion (pl. Akcja Inteligencja) — akcja eksterminacji polskiej inteligencji i warstw przywódczych, w ramach której Niemcy wymordowali setki tysięcy Polaków. Objęto nią także polskich kapłanów katolickich.
W latach 1940‑41 Niemcy aresztowali ok. 90% kapłanów pełniących posługę na tych terenach. Większość wysłali do obozów koncentracyjnych, część wygnali do Generalnego Gubernatorstwa.
Edward na początku okupacji niemieckiej przeniósł się — na polecenie niedawno wyświęconego sufragana włocławskiego, bpa Michała Kozala (1893, Nowy Folwark – 1943, Dachau), który po wyjeździe z Polski bpa Radońskiego (do końca II wojny światowej przebywał na przymusowej emigracji w Londynie) objął zarząd diecezji włocławskiej — do Aleksandrowa Kujawskiego. Tam przejął zarząd powstałej w 1918 r. parafii pw. Przemienienia Pańskiego.
W Aleksandrowie Edward zamieszkał u domu Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej (łac. Congregatio Sororum Servularum Beatae Mariae Virginis Immaculatae Conceptae) z pleszewskiej prowincji św. Jacka, czyli sióstr służebniczek, zgromadzenia założonego w 1850 r. przez bł. Edmunda Bojanowskiego (1814, Grabonóg – 1871, Górka Duchowna) (dziś znajduje się tam przedszkole prowadzone przez siostry służebniczki).
Poza zarządem parafią aleksandrowską bp Kozal powierzył młodemu wszak jeszcze Edwardowi rolę wikariusza generalnego — czyli zastępującego biskupa — północnych rejonów diecezji włocławskiej.
Jakże przezornie. 7.x.1939 r. bowiem Niemcy dokonali rewizji w gmachu włocławskiego Seminarium Duchownego i aresztowali 15 profesorów i 22 alumnów, którzy mimo działań wojennych wrócili na studia. Wśród zatrzymanych był młody sufragan diecezji włocławskiej, wspomniany bp Michał Kozal, był nowy rektor seminarium dr Franciszek Salezy Korszyński (1893, Ręczno – 1962, Otwock), późniejszy biskup pomocniczy włocławski. Był poprzedni rektor Seminarium ks. Henryk Kaczorowski (1888, Bierzwienna Długa – 1942, Hartheim) Był ks. Józef Straszewski (1885, Włocławek – 1942, Hartheim). Byli i klerycy: Tadeusz Dulny (1914, Krzczonowice – 1942, Dachau) i Bronisław Jerzy Kostkowski (1915, Słupsk – 1942, Dachau). Opatrzność Boża sprawiła, że aresztowania uniknął wspomniany ks. Stefan Wyszyński, przyszły Prymas Polski, który natychmiast wyjechał z miasta i zaczął się ukrywać…
Na początku 1940 r. aresztowanych przewieziono do klasztoru w Lądzie n. Wartą, gdzie w latach 1940‑1, w po–cysterskim opactwie (dziś Zakładzie Salezjańskim) Niemcy zorganizowali przejściowy obóz dla polskich duchownych. Przeszło przezeń ok. 152 kapłanów, głównie z diecezji włocławskiej.
Edward miał zareagować na internowanie swego biskupa w Lądzie słowami: „Ja tam powinienem być”…
Wspomagał, jak mógł, internowanych w Lądzie księży. Kontaktował się z bpem Kozalem. Poza tym poświęcił się jednak całkowicie pracy duszpasterskiej w osieroconej przez biskupów diecezji, w powierzonym sobie regionie i parafii aleksandrowskiej. W towarzystwie kościelnego z Aleksandrowa Kujawskiego odwiedzał liczne wioski, gdzie po domach ludzie gromadzili się na nabożeństwo, udzielał sakramentów, nauczał, odprawiał Msze św…
Nie dane mu było zbyt długo to czynić, 26.viii.1940 r. bowiem rozpoczęła się jego własna droga krzyżowa — w domu sióstr służebniczek został przez niemiecką tajną policję państwową (niem. Geheime Staatspolizei), czyli Gestapo, aresztowany. Przed wywiezieniem miał wówczas rzec krótko: „Wola Boska”…
Aresztowanie było częścią wielkiej operacji zatrzymań polskich kapłanów z terenów Kraju Warty — drugiej takiej fali, po aresztowaniach w 1939 r. Nadzorca owego okupacyjnego tworu, niem. Gaulaiter (pl. naczelnik okręgu), Obergruppenführer SS (niem. Die Schutzstaffel der NSDAP) i niem. Reichsstadtthalter (pl. namiestnik Rzeszy), Artur Karol (niem. Arthur Karl) Greiser (1897, Środa Wlkp. – 1946, Poznań), pragnął uczynić z niego obszar „wzorcowy dla całych Niemiec”, w którym będzie niem. „Ohne Gott, ohne Religion, ohne Priesters und Sakramenten” (pl. „bez Boga, bez religii, bez kapłana i sakramentu”).
I 26.viii.1940 r. do plebanii i wikariatów kilkuset duszpasterzy załomotały oddziały Gestapo. Wszystkich zatrzymanych duchownych zawieziono do wsi Szczeglin k. Mogilna. Niemcy zorganizowali tam obóz przejściowy i obóz pracy, który funkcjonował od 1.x.1939 r. do 15.x.1940 r. Przetrzymywali w nim — w zabudowaniach gospodarczych, stajniach, oborach i stodołach — przed wysłaniem do obozów koncentracyjnych, ok. 4,600 polskich więźniów. Ok. 150 z nich zostało zamordowanych.
Tego samego dnia do tej grupy dołączono część przetrzymywanych w obozie przejściowym w Lądzie, w tym kapłanów i alumnów Seminarium Duchownego aresztowanych w 1939 r. we Włocławku.
Rok później wspomniany niemiecki przywódca socjalistyczny, Greiser, uznany po zakończeniu działań wojennych za zbrodniarza, sądzony, skazany i stracony, wydał 13.ix.1941 r. rozporządzenie formalnie delegalizujące kościół katolicki, na jego miejsce powołując schizmatycki niem. Römisch–katholische Kirche deutscher Nationalität im Reichsgau Wartheland (pl. Kościół Rzymskokatolicki Narodowości Niemieckiej w Kraju Warty), mający działać nie na podstawie korporacji prawa publicznego, lecz jako osoba prawa prywatnego, co w oczywisty sposób ograniczało jego przywileje. Dodatkowo Greiser zadekretował, że Niemcy mogą być członkami „tylko zrzeszenia religijnego narodowości niemieckiej”, natomiast Polacy nie mogą być członkami „zrzeszenia religijnego lub stowarzyszenia religijnego narodowości niemieckiej”…
Oznaczało to, że z niemieckiego prawnego punktu widzenia polscy kapłani w niem. Reichsgau Wartheland — pl. Kraju Warty, czyli głównie w Wielkopolsce — ci, którzy do tamtej pory uniknęli aresztowania, nie byli odtąd chronieni prawem poblicznym i mogli być pozywani do sądów pod byle pretekstem. Posługa duszpasterska stawała się prywatnym zajęciem, tym bardziej, że zabroniono także wszelkich kontaktów ze Stolicą Apostolską.
Jednocześnie zdelegalizowano i zlikwidowano wszystkie zakony, jako „sprzeczne z niemieckim pojęciem obyczajowości i polityką narodowego socjalizmu”.
Edwarda już wówczas w niem. Reichsgau Wartheland nie było. Trzy dni bowiem po przywiezieniu do Szczeglina wszyscy przetrzymywani duchowni zostali 29.viii.1940 r. zagnani — pieszo — do oddalonej o ok. 30 km stacji kolejowej w Inowrocławiu. Było ich ok. 525, w tym, oprócz Edwarda, co najmniej 7 przyszłych męczenników, a dziś błogosławionych Kościoła Powszechnego: ks. Franciszek Drzewiecki (1908, Zduny – 1942, Hartheim), kleryk Tadeusz Dulny (1914, Krzczonowice – 1942, KL Dachau), o. Krystyn Wojciech Gondek (1909, Słona – 1942, KL Dachau), ks. Dominik Jędrzejewski (1886, Kowal – 1942, KL Dachau), kleryk Bronisław Jerzy Kostkowski (1915, Słupsk – 1942, KL Dachau), ks. Władysław Mączkowski (1885, Przygodzice Wielkie – 1942, KL Dachau) i o. Marcin Jan Oprządek (1884, Kościelec – 1942, Hartheim).
Już 29.viii.1940 r. wywieziono ich pociągiem na zachód, w kierunku Berlina. Tam wszystkich zapakowano na ciężarówki.
o. Józef Kubicki (1916, Słotnica — 2000), ze Zgromadzenia Małego Dzieła Synów Boskiej Opatrzności (łac. Parvum Opus Filiae Divinae Providentiae – FDP), czyli oo. orionistów, wspominał:
„Przybyliśmy do Berlina.
— Berlin! Wyłazić! — ustawiono nas w rzędzie, by można było wszystkich zobaczyć […]
Gdy ciężarówki zatrzymały się na światłach przechodnie wypytywali eskortę, kto jest nimi więziony.
— 'Polscy bandyci' — usłyszeli w odpowiedzi.
Wówczas dotarły do nas przekleństwa i obelgi rzucane w naszą stronę. Potraktowano nas jak przestępców. Zaczęto nam wygrażać, popychać, bić pięściami. Pamiętam starego człowieka, który zaczął nas uderzać laską”…
Upchane do granic możliwości ciężarówki ruszyły dalej. Ks. Bolesław Kurzawa (1912, Pieczyska – 2001), brat innego męczennika, bł. Józefa Kurzawy (1910, Świerczyna – 1940, Witowo/Osięciny), pisał:
„Z Berlina w czarnych autach SS‑mańskich z trupią czaszką przewożą nas dalej. Ale dokąd? Dokąd? Po drodze odczytujemy na drogowskazie: Oranienburg. Potem las. W lesie baraki. Auta stanęły. Co to? Oczom nie wierzymy”…
Samochody znów po ok. 20 km się zatrzymały, tym razem przed bramami niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Sachsenhausen.
Samo przybycie do obozu najbardziej plastycznie opisał inny jego więzień, przywieziony tam trochę wcześniej, bo 10.iv.1940 r., ks. Wojciech Gajdus (1907, Papowo Toruńskie – 1957, Zakopane):
„To […], co zaczyna się dziać w chwili, gdy opuszczamy spiesznie nasze klatki, przypomina jakąś jazdę wysokiej szkoły woltyżerskiej.
Tuż przy budce z napisem Sachsenhausen wysoko usypany, nieuregulowany nasyp. Przy nasypie z obu stron piaszczystej dróżki, wiodącej w dół, stoi dwóch strażników tutejszych. Widać, że dobrze im się spało, bo obydwaj i przy głosie, i w dobrym humorze.
Podbiegamy do nasypu. Stojący w przejściu strażnicy SS podstawiają nieświadomym, zwłaszcza starym, nogi, tak, że ci zwalają się głową na dół, a na nich wali się fala innych. Powstaje wielkie kotłowisko ciał. Śmigają w powietrzu zawiniątka, kapelusze, czapki, chleb, a nad całym tym rozruchem świszczy, jak bat, dobrze znany, złośliwy niecierpliwy okrzyk:
— los, los, schnell, schnell […]
Błyskawicznie formują się czwórki i zanim ostatni pozbierał się u naszych stóp, czoło rusza szybkim marszem czy truchcikiem naprzód […]
Pochód biegnie porządnie wybrukowaną ulicą, skręca między wysokie białe mury. Z dala widać bramę. Powiewają dwie wielkie chorągwie: państwowa, czarno‑czerwona ze swastyką i czarna zupełnie, przecięta dwoma SS, które chwiejąc się w rannym wietrze, wyglądają jakby dwa białe nagie kościotrupy przylepione do żałobnej płachty”.
KL Sachsenhausen był modelowym obozem o typowo pruskiej organizacji i dyscyplinie. Niemcy prowadzili go w taki sposób, by wykorzystać do końca wszelkie siły więźniów, jak najmniejszym kosztem. Prostą drogą prowadziło to do śmierci przetrzymywanych. W rezultacie fatalnych warunków egzystencji, braku odzieży, ciężkiej, wykańczającej pracy, i w szczególności nieludzkiego traktowania szybko słabli…
Ale 14.xii.1940 r. polskich kapłanów przewieziono — transport liczył ok. 525 kapłanów — do innego niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Dachau, ok. 20 km na północny–zachód od bawarskiego Monachium.
Niemcy witali tam nowych więźniów złowieszczym przemówieniem: „Jesteście więźniami. Społeczeństwo wyrzekło się was, usunęło poza nawias życia. Jesteście w Dachau, a tu jest obóz koncentracyjny, skąd się nie wychodzi”. W jedynym znanym przypadku polski więzień i obozowy tłumacz, Jan Domagała (1896, Herne – ?), pragnąc dodać otuchy nowo przybyłym ostatnie zdanie miał przetłumaczyć: „Jesteście w Dachau, skąd można wyjść. Trzymać się”. Niewielu się jednak to udało…
Edwardowi nadano nowy numer obozowy — 22664 — który niemieccy strażnicy umieścili na tzw. winklu, odwróconej trójkątnej, czerwonej naszywce z literą „P”, na określenie więźnia politycznego — Polaka, przyszytym na obozowym łachu, zwanym pasiakiem.
Przetrzymywano go w specjalnym bloku no26, przeznaczonym dla polskich księży i zakonników — w KL Dachau było ich 1780, z których 868 poniosło śmierć — zwanym niem. „Priesterblock”…
W obozie apostołował, głosząc „krótkie, lecz pełne teologicznej treści i gorącego ducha konferencje, krzepiąc na duchu i umacniając w wytrwaniu”ks. Stefan Biskupski. Wygłaszał pogadanki i prowadził dysputy w języku łacińskim. Zadziwiał wszystkich precyzją myśli i darem słowa.
Był dość rogatą duszą i często podpadał oprawcom, którzy niemiłosiernie katowali go i kopali. Współwięzień, ks. Stefan Biskupski (1895, Koluszki – 1973, Warszawa), wspominał, iż po jednej z takich konferencji — a „było to w uroczystość Imienia Jezus — przyłapany [został] na takiej właśnie 'zbrodni', obity, wielokrotnie spoliczkowany i skopany, [lecz] zwrócił się uśmiechnięty ze słowami: 'Jestem szczęśliwy, że dzisiaj mogłem cierpieć dla Imienia Jezus'”
Pisał też listy — wszystkie oczywiście cenzurowane przez obozowe władze niemieckie, a zatem nie oddające rzeczywistej sytuacji uwięzionych, ale będące bezcennym zapisem ich stanu ducha — m.in. do parafian. 19.iv.1942 r. zanotował w liście do jednej z sióstr z Aleksandrowa Kujawskiego (s. Alfredy Rumińskiej): „Bóg jest z nami, czy żyjemy, czy umieramy. Kto wierzy w Boga, nigdy nie zginie. Dziękuję jeszcze raz za wszystko, ciągle myślę o was wszystkich i modlę się za was — Proboszcz”.
Innym razem pisał: „Jestem wdzięczny mojemu Zbawcy za te wszystkie łaski, które On mi dał. Teraz nadszedł czas, abym i ja w zamian za to coś Mu podarował”…
Jedynym darem, który mógł swemu Panu dać, było cierpliwe, pokorne znoszenie obozowego życia. Nie uznawał cierpień i udręk, przez jakie wszyscy zamknięci i prześladowani przechodzili, za tragedię, przyjmując je jako wolę Bożą. Dużo się modlił. Dzielił się więziennym chlebem. Mimo że sam wkrótce osłabł do końca pomagał innym w dźwiganiu ciężarów, nie znosząc pół środków i traktując każdy akt i czyn bardzo poważnie…
Po tzw. „apelu pokusy” 18.ix.1941 r., gdy polscy duchowni przetrzymywani w Dachau — prawie wszyscy (oprócz dwóch czy trzech)! — odmówili podpisania listy przynależności do narodu niemieckiego i wpisania się na tzw. listę volksdeutschów (pl. etniczni Niemcy), za co mogli spodziewać się „przywilejów” obozowych, rozpoczął się najbardziej tragiczny okres ich gehenny. Niemcy zabronili jakichkolwiek przejawów religijności w obozie, odebrali wszystkie różańce, modlitewniki i medaliki. Polscy kapłani, z głodu i wyczerpania, zaczęli odchodzić do Pana. Umierali często w samotności, bowiem Niemcy zakazali nawet niesienia pomocy duchowej w godzinie śmierci…
Ks. Tadeusz Gaik (1914, Bochnia – 1980, Halifax) w swoich wspomnieniach cytował wypowiedź więźnia KL Dachau, ks. Mieczysława Kłoczkowskiego (1910, Kielanowice – 1942, Dachau): „Głód dla każdego z nas tu w KL Dachau to tortura. Pomyśl, dwa dni temu dostałem repetę południowej zupy. Jeden z kolegów z dobrego komanda dał mi również menażkę zupy. Zjadłem, raczej wlałem w siebie trzy menażki. Byłem pełny po usta. Lecz chociaż byłem pełny, głód był dalej we mnie. Czułem, że wypiłbym cały kocioł zupy. Dostaję raz dziennie, wieczorem, ćwiartkę chleba. Zjem, ale czuję, że zjadłbym cały chleb, dwa chleby, pięć, dziesięć chlebów. I chociaż byłbym całkiem najedzony, nażarty, napchany, to mój organizm domagałby się więcej i więcej. Głód we mnie byłby dalej nienasycony i chciałbym chyba jeszcze połknąć ten parkan, ten blok”T. Gaik, „Byłem tam, wspomnienia więźnia nr 27369 KL Auschwitz i nr 30283 KL Dachau”. Ks. Kłoczkowski nie przeżył obozu…
W v.1942 r. Edward pisał do Aleksandrowa: „Jestem przekonany, że zbliża się czas ostatecznego rozstrzygnięcia i że wkrótce się zobaczymy, gdyż wszystko leży w dłoniach Bożych, który w przedziwny sposób pozwala dostrzegać swoją moc”…
Przeczucie go nie myliło. Nieustanny głód, nadludzka praca, zimno, choroby sprawiły, że w czasie jednego z apeli padł z wyczerpania na ziemię. Nie ocuciło go nawet wiadro zimnej wody. Zaniesiono go wówczas do tzw. 'rewiru' — obozowego „szpitala”.
Po kilku dniach czuł się lepiej i wrócił do baraku wspólnego, ale wkrótce został wyizolowany w odrębnej części obozu, zwanej „blokiem nr 29 — inwalidów”…
Izolacja nie była incydentalna. W 1942 r. Niemcy przeprowadzili bowiem akcję fizycznej likwidacji kapłanów — więźniów w KL Dachau. Wywozili ich w tzw. „transportach inwalidów” do austriackiego ośrodka eutanazyjnego na zamku Hartheim (niem. Schloß Hartheim) w Austrii, gdzie w ramach zorganizowanej Aktion T4 (pl. akcja T4) — „likwidacji życia niewartego życia” (niem. „Vernichtung von lebensunwertem Leben”) — mordowali w szczególności osoby niedorozwinięte umysłowo, przewlekle chore psychicznie i neurologicznie, w tym dzieci…
10.viii.1942 r. w takim transporcie, z liczną grupą innych więźniów — „lebensunwertem Leben” (pl. „niewartych życia) — Edward został z KL Dachau wywieziony. Był to dwudziesty szósty z kolei i pierwszy taki transport w viii.1942 r. Nazwiska wywożonych zaczynały się na litery od A do M — Niemcy, niedoścignieni formaliści, podzielili przeznaczonych do eksterminacji według ściśle określonego schematu. Tego dnia na liście znalazło się–— jak wynika z akt Instytutu Pamięci Narodowej — m.in. 42 kapłanów katolickich, wśród nich kapłan archidiecezji warszawskiej, Edward Detkens oraz zakonnik Zgromadzenia Małego Dzieła Boskiej Opatrzności (łac. Parvum Opus Divinae Providentiae), czyli orionista, Franciszek Drzewiecki…
I tak 10.viii.1942 r. Edwarda widziano po raz ostatni w kolumnie więźniów „transportu inwalidów” idących powoli w stronę rampy kolejowej KL Dachau…
Pociągi „transportów inwalidów” wyjeżdżały w kierunku Austrii i zatrzymywały się na stacjach w Mauthausen albo w Linzu. Stamtąd przewożonych upakowywano do „samochodów dostawczych” i kierowano w stronę pięknego zamku Hartheim (niem. Schloß Hartheim) k. Linzu.
Krótki przejazd wystarczał: celem nie było „letnisko”, jak dawano do zrozumienia wywożonym, ale krematorium, a samochód nie wozem dostawczym a szczelną komorą gazową, z rurami wydechowymi nakierowanymi do wnętrza…
Prawdopodobnie w takim wozie Edward został 10.viii.1942 r. zagazowany.
„Akcja” zajęła 5 do 7 minut. Zwłoki spalono w krematorium, a prochy rozrzucono na pobliskich, austriackich polach…
Beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan), w Warszawie 13.vi.1999 r., w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Byli wśród nich wspomniani Edward Detkens i Franciszek Drzewiecki. Byli współpracownicy i przyjaciele z Włocławka: ks. Henryk Kaczorowski, ks. Józef Straszewski, klerycy Tadeusz Dulny i Bronisław Jerzy Kostkowski…
8 lat wcześniej, 7.vi.1991 r. św. Jan Paweł II podczas homilii we Włocławku pozostawił nam jakże istotne przesłanie:
„Pismo mówi: 'Kość jego nie będzie złamana'J 19, 36; por. Wj 12,46, i tak też stało się w odróżnieniu od dwóch innych ukrzyżowanych. Pismo mówi także: 'Będą patrzeć na Tego, którego przebodli'por. J 19, 37; Za 12, 10.
'Będą patrzeć na Ukrzyżowanego'. Będą wpatrywać się w Jego Serce. W tych słowach zawiera się klucz do tajemnicy […] klucz do dziejów duszy wielu ludzi, którzy poprzez tę otwartą ranę w boku ukrzyżowanego Chrystusa, widoczną na zewnątrz, docierają do tego, co jest ukryte dla wzroku. Patrzą na Jego Serce. Wpatrują się w Jego Serce.
Iluż takich ludzi, zapatrzonych w Serce Odkupiciela, przeszło przez tę nadwiślańską ziemię, przez to biskupie miasto?
Czy takim człowiekiem nie był […] biskup Michał Kozal? Czy nie był nim wielki Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński? A przed nim jeszcze — ci wszyscy męczennicy obozów hitlerowskich, w których diecezji włocławskiej wypadło zapłacić szczególnie wysoką cenę krwi? Samych tylko kapłanów zginęło podczas ostatniej wojny aż 220, co stanowiło ponad połowę duchowieństwa waszej diecezji.
Wpatrywali się oni wszyscy w to przebite na krzyżu Serce — i znajdowali nadludzką moc, ażeby dawać Mu świadectwo życia i śmierci. Serce, które jest źródłem życia i świętości […]
Trzeba, abyśmy idąc po śladach tylu synów i córek tej kujawskiej ziemi, tego biskupiego miasta, wpatrywali się w to Boskie Serce. Z niego płynie ‘wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka’, jak uczy Apostoł w liście do EfezjanEf 3, 16 […]
A zatem — podjąć to, co każdy z nas ma w sobie z ducha i z Ducha Świętego. Nie dać się też uwikłać całej tej cywilizacji pożądania i użycia, która panoszy się wśród nas i nadaje sobie nazwę europejskości, panoszy się wśród nas, korzystając z różnych środków przekazu i uwodzenia. Czy jest to cywilizacja — czy raczej antycywilizacja? Kultura — czy raczej antykultura?”
I odpowiadał na postawione pytania, drążąc zagadnienie wolności:
„Co ma być kryterium wolności? Jaka wolność? Na przykład wolność odbierania życia nie narodzonemu dziecku?
[…] Jako biskup Rzymu [pragnę] zaprotestować przeciwko takiemu kwalifikowaniu Europy […]. To obraża ten wielki świat kultury, kultury chrześcijańskiej, z któregośmy czerpali i któryśmy współtworzyli, współtworzyli także za cenę naszych cierpień. Tu, na tej ziemi kujawskiej, tu, w tym mieście męczenników, to musi być powiedziane głośno. Kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych stuleci, tworzyli ją także męczennicy na wschód od nas w ostatnich dziesięcioleciach — i u nas w ostatnich dziesięcioleciach […]
Tajemnica Serca, które przebodli, tajemnica Serca, w które się wpatrywali. To są ci wielcy pionierzy Europy — w przeszłości i na przyszłość taką miarę europejskości przyjmujemy, taką miarę europejskości pragniemy podjąć i kontynuować i nie pozwolimy sobie zaniżyć tej miary”.
Tak, zaiste, miarą europejskości, miarą cywilizacji, miarą kultury jest świadectwo życia bł. Edwarda, patrona Aleksandrowa Kujawskiego. I nie wolno nam „zaniżać tej miary”!
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II:
Popatrzmy na dwa filmiki o zamku Hartheim:
Popatrzmy też na film o KL Dachau (po niemiecku):
Posłuchajmy słów Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Popatrzmy też na krótki filmik o Aleksandrowie Kujawskim:
Pochylmy się nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
a także z 7.vi.1997 r. we Włocławku:
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: